Moderator
Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź Płeć: Kobieta
|
Wysłany: 11 Mar 2010 22:38 Temat postu: Opowiadanie |
|
|
|
… Idąc ulicą, widzę dziewczynę. Ma ona może ze 20 lat. Siedzi sama na ławce, smutna, zmartwiona. Podchodzę do niej, siadam obok. Delikatnie spoglądam na nią, a ona że „Nigdy nie będę szczęśliwa” Dziwna troszkę dziewczyna, ale ładna. Długie bląd włosy z czarnymi pasemkami, usta malutkie, policzki delikatnie pulchne, na twarzy brak makijażu. Aż trudno uwierzyć, że to prawdziwy jej wygląd. Powiedziała do mnie te słowa i cisza, nic się nie odzywa. Może odezwę się do niej, zacznę jakąś konwersację. Ona odwraca się do mnie i pyta „Czy jesteś szczęśliwa?” boże co za pytanie, jej chyba naprawdę coś się złego przytrafiło. Tak jestem szczęśliwa, cieszę się tym co mnie otacza, ta natura, to piękno. Po prostu cudowne jak spojrzysz w górę i zobaczysz błękitne niebo, małe białe obłoczki. Patrzę na nią, ta ze zdziwieniem na mnie spogląda „Ty to masz chociaż czym się cieszyć, mnie jeszcze szczęście nie spotkało, nie miałam faceta, nigdy tak na serio, jestem … jestem … dziewicą, aż wstyd to powiedzieć” Zdziwiło mnie to jej wyznanie „Słuchaj nie masz czym się wstydzić, jesteś dziewicą i powinnaś być z siebie dumna” Sama nie wiem skąd te słowa przyszły mi na język, ale są prawdziwe, dziewictwo to oznaka nie dostępnej, mającej zasady, zachowującej czystość ciała oraz duszy. Nagle podchodzi do nas chłopak, przystojny, wysoki brunet „Czy mogę się do pań przysiąść?” Spojrzałam na dziewczynę, ta uśmiechnięta patrzy na niego „Pewnie, przyda się jakieś towarzystwo” Usiadł koło nas, zaczęliśmy rozmawiać, coś niesamowitego. Rozmowa trwała już dłuższy czas, już mrok zapadał, musiałam iść. Pożegnałam się i odeszłam od nich. Dziewczyna wyglądała na szczęśliwą, nie znałyśmy się dobrze, bo parę minut które same spędziliśmy, nie poznałam jej imienia a ja nawet się nie przedstawiłam. Ale szczęście chyba do niej przyszło, gdy się odwróciłam już ich tam nie było. Stałam w miejscu jeszcze przez 15 minut zamyślona, nagle słyszę krzyk. Wystraszona biegnę w stronę z której się wydobywał. Podbiegam i patrzę leży ona, dziewczyna którą jeszcze nie dawno pożegnałam. Leży zakrwawiona, ubrania rozszarpane jak przez dziką zwierzynę. Klękam nad nią, boże co robić „POMOCY!” krzyczę ale cisza, robi się coraz ciemniej, dziewczyna mnie łapie za rękę „jestem Karina”, „Beata” odpowiedziałam i dziewczyna zamknęła oczy, zrobiło się totalnie ciemno, dziewczyna bladła. Zmarła na moich rękach, boże kto to zrobił? Ten facet który do nas podszedł, wyglądał na miłego. Wołam dalej o pomoc, ale nikt chyba mnie nie usłyszał.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|